czwartek, 10 marca 2011

telefon, którego nienawidzę

Może coś się we mnie zmienia na wiosnę. Wczoraj podbiegłem do autobusu, nie myśląc, że to nie ma sensu, bo i tak kierowca zamknie mi drzwi przed moją twarzą fantastyczną, a ja potem będę musiał czuć to, co zawsze czuję w takich chwilach; wczoraj także zostałem poproszony przez sąsiadkę o pomoc w przeniesieniu jednego z dwojga dzieci z auta do windy, co chyba nieźle świadczy o mej twarzy fantastycznej. Nie jestem człowiekiem, który musi mieć wypełniony cały dzień zajęciami lekcyjnymi i pozalekcyjnymi, by czuł umiarkowane niezadowolenie, czyli żeby czuł się bardzo dobrze, więc te dwa jakże spektakularne wydarzenia sprowokowały mnie do chwilowego wyskoczenia z leniwej beztroski, która w tym tygodniu jest moim towarzyszem powrotów do domu. Jestem rad, że piszę tutaj o takich pierdołach.
 
Gotuję się do opisania zjawiska mojej wielkiej niechęci do rozmów telefonicznych, u której podstaw nie leży wcale koncepcyjka uwiązania, czy czegoś podobnego. Bardzo chcę, żeby nikt przez najbliższe trzy dni nie chciał ze mną rozmawiać przez telefon.

Brak komentarzy: