Wprost nie mogę uwierzyć, że mam, znalazłem miejsce styczności, kontaktowania się z Wami i ze sobą, gdzie, zjawiając się po dłuższej nieobecności, nie jestem narażony na uwielbiane przeze mnie zarzuty tzw. nieodzywania się. No tak, ale ty się w ogóle nie odzywasz; ty to już się w ogóle nie odezwiesz... itd. Odbieram to z porównywalnym podnieceniem, jak reakcję na życzenia świąteczne wyrażoną za pomocą: Nawzajem, nawzajem... Oddaję Wam, Moi Drodzy, hołd.
Nie mogę jeszcze stwierdzić, że zakończył się czas życia utajonego, ukrywania się przed ludźmi i lizania ran po ostatniej przygodzie z naiwnością. Mogę tylko zauważyć, że spotykam się z ludźmi, z którymi nie powinienem, lecz muszę się widywać, a potem jestem zmuszony ukrywać się przed tymi, dla których, dla własnego dobra, warto zawsze mieć siły, ale ja już nie mam siły na nic. Ukrywam się i zbieram energię do przyjmowania kolejnych rozczarowań. Już dawno nie byłem tak zmęczony zerkaniem na istnienie katalogu obowiązków względem ludzi. Oddaję Wam, którzy to wytrzymują, hołd podwójny.