piątek, 18 marca 2011

dr jodyna

Nie najlepszy dziś dzień na notowanie. Zimno, chorobowa niemoc, w domu nieład - trudno o olśnienia i wariacje...
W czasach, kiedy mój wewnętrzny głos zwracał się do mnie per gnoju, a ludzie, którzy coś o życiu już wiedzieli, objawiali wobec mnie coś, co w moim odczuciu przypominało doradczo-uspokajający truizm, a co potem miało okazać się prawdą, budowałem to, czego teraz nie da się już obronić i czego bronienie uważam za niepotrzebne. Wiele z moich patentów stało się bezpośrednimi lub pośrednimi powodami mego społecznego bankructwa. Już kilka lat temu powiadałem z pełnym przekonaniem, że pociąg z karierą odjechał, a ja używałem tytułu kolekcjonera możliwości. Do dziś odpowiadam sobie na pytanie, czy naprawdę koniecznym jest, by możliwości wykorzystywać. W staraniu się o obiektywne powodzenie, pomyślność, w stawianiu się na lini startu, we współzawodnictwie, w konkurowaniu; w pozwalaniu, bym sam siebie klasyfikował, widziałem niebezpieczeństwo zatracenia sie w sztuczności, w nieszlachetności, w prostocie konwencjonalnego celu, w powielaniu budowania swej wartości na niczym wyjątkowym, w kopiowaniu postaw, które właśnie zaczynałem demaskować, w imitowaniu zachowań, które jaskrawo świeciły w aktywności zadowolonych z siebie obserwowanych. Bałem się i boję się dalej wszelkiej determinacji. Obawiałem się, że zapomnę o człowieku, przestanę widzieć to, co tak mi się zaczynało w sobie i w kilku innych podobać. Miałem przeczucie, że oddalę się to od tego, co uważałem za najważniejszy aspekt mojej dla siebie obecności. Chciałem zajmować się swoim człowieczeństwem, chiałem spokoju i czasu w tym kontekście. Pragnąłem poznać swoją budowę. Potykać się o swoją nieświadomość. Rozmyślać o tym, jak nauczyć się zajmować zadowalające stanowisko względem innych. Jak przełamywać opór łatwych rozwiązań. W jaki sposób znaleźć tutaj coś swojego, a czego nigdy nie widać na pierwszy rzut oka. Zachwycać się nieskończonymi możliwościami bezkresnej analizy. Chciałem dokonać głębokiej orki na tym polu. Czułem, że bez tego nie zrobię żadnego kroku. Byłem pewny, że nie wolno mi bez tego wyruszyć w żadną drogę. Sądziłem, że jeśli tego nie zrobię teraz, to będę ukontentowanym próchnem do końca życia. Teraz, kiedy zdałem sobie z tego sprawę, przygniata mnie myśl, że muszę się tym zajmować do końca życia. Na każdym etapie będzie tyle do poprawienia, do wypracowania, do wytrenowania. Nie można pozwolić sobie na lenistwo, na rozluźnienie, na zadowolenie, na brak czujności! Jestem gotów na poświęcenie potencjalnych docenień, realizacji kuszących podszeptów ambicji, bycia w grupie, dla dalszego rozwoju, którego ramy - od kiedy uzałem, że pożytecznym jest naszkicowanie czegoś takiego jak kierunek rozwoju - wciąż na nowo definiuję, odkrywam, precyzuję i nazywam. To mnie konstytuuje, statuuje. To o mnie stanowi teraz, gdy już nigdzie nie muszę się spieszyć, a świat stał się skrajnie nieresponsywny, przy czym nie brakuje tutaj wzajemności...

Brak komentarzy: