Średnio
radzę sobie z tym, że moi rodzice się starzeją. To jest kolejna, nadprogramowa
troska. I wyrzut, że ze względu na odległość i chwilowy brak miejsca w głowie,
nie mogę zagospodarować, zaopiekować się, przemyśleć tematu tak, jak zawsze
miałem w zwyczaju. Bo ja mam przykry zwyczaj trawienia faktów, nim podejmę
działanie. Dajcie mi chociaż chwilę pomyśleć. Mam duże zaległości, ale chyba
nie będę marnował czasu na próbę rzetelnego zajęcia stanowiska w najstarszych
kejsach. Babciu, przyjąłem twoje odejście do wiadomości, ale nic nie poczułem.
Wybacz.
Pojechałem
do nich po Coś. W czasie, kiedy Lena się rozchorowała i wyłem jak pies, gdy
stawałem nad jej łóżeczkiem, dotykałem jej rzeczy pachnących zimową mustelą, miałem
takie chwile, gdy siedziałem sam w domu w wieczornym stuporze, szepcząc sobie:
mamo, mamo, mamo… Jakby samo słowo, którego już od dawna nie wypowiadałem,
miało odwrócić ten los, przenieść tę sytuację w jakiś fantasmagoryczny niebyt,
wybudzić nas z tego koszmaru… Chciałem, żeby to słowo było zaklęciem. Chciałem
się do tego słowa przytulić, zasnąć i obudzić się już w przewidywalnym
świecie.
Pojechałem
więc przypomnieć sobie, że naprawdę już jestem duży. Potwierdzić, że już dawno i
naprawdę przerosłem to, co kiedyś wydawało mi się duże. Że nie ma powrotu do
postrzegania świata sprzed lat. Że nie wrócę z tej podróży, bo ona trwa. Że
górka, z której kiedyś bałem się zjechać sankami jest niczym; że się tej mojej
wersji dorosłości nie lękam. Odwiedziłem muzeum mojego dzieciństwa - czasu bez
trosk i czasu bezwarunkowej akceptacji wszystkich moich dziwactw.
Pojechałem
wreszcie po to, by doświadczyć posiadania rodziców. Nie zwykłem rozmawiać o
ważnych rzeczach przez telefon, więc mam w życiu pod górkę. Poczuć ich. Odkryć, że istnieją też poza
wspomnieniem oraz poza nowoczesnymi, banalnymi i technologicznymi emanacjami
bycia. Posmakować tego, że nie tylko ja jestem rodzicem, ale rodziców mam i co
do zasady oni się wcale ode mnie nie różnią, pewnie też dalej się czują jak
dwudziestolatkowie… Byliśmy razem godzinę i 15 min. Wystarczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz